poniedziałek, 6 października 2014

Dookoła Bałtyku 2011 - 3. Oslo Clouds (NO)

A więc udało się! Wbrew swoim początkowym obawom zdążyłem na prom płynący do Oslo. "Obóz testowy" zakończył się sukcesem, dotarłem do portu na dobę przed wyznaczonym czasem.
Krótko o promie: było to nowe, jedyne w swoim rodzaju doświadczenie. Prom bardziej przypominał luksusowy hotel. Miał dziesięć pięter, a na jego pokładzie znajdowały się bary, supermarket (o dziwo, z najniższymi cenami w Skandynawii), solarium i wiele, wiele różnych innych, dziwnych rzeczy.
Wychodząc na taras widokowy czułem wiatr we włosach, jakiego nie zaznałem jeszcze na żadnym polskim jeziorze. W którą stronę nie sięgnąć wzrokiem - woda po horyzont. Z czasem zaczęły pojawiać się mewy, w oddali pojawiło się wybrzeże Szwecji, a statek przepływał obok licznych, czerwonych domków osadzonych na skałach... Aż w końcu ujrzałem zarys dużego miasta. Oslo.

Teraz, z perspektywy czasu, przechodzą mnie dreszcze.
Dwanaście dni.
Tyle dzieliło dzień, w którym dotarłem do stolicy Norwegii od mojej potencjalnej śmierci.
Włóczyłem się po tych samych miejscach, które widziałem później zniszczone w telewizji. Chodziłem tymi samymi uliczkami, obok tych samych budynków. Gdybym postanowił wybrać się na wyprawę niecałe dwa tygodnie później, nie miałbym żadnych szans.

Jakie temperatury panują w Norwegii? Takie, jakich zdecydowanie się nie spodziewałem - tego dnia w Oslo termometr wskazywał grubo ponad 30 stopni (oczywiście w cieniu). Postanowiłem udać się do najbliższego sklepu w celu zakupienia jakiegoś napoju, ale wyszedłem z niego jeszcze szybciej.
Zaskoczyło mnie również wyluzowanie (jak na tę część Europy) niektórych mieszkańców - niewielkie centrum handlowe w kamienicy miało tylko jedne schody ruchome - prowadzące do góry. Wjechałem za jakąś panią, która zdawała się wiedzieć, co robi. Niespodzianka! Na górze otwarty był tylko jeden sklep, reszta zamknięta na cztery spusty - co prawda można było się tego spodziewać zważywszy na fakt, że robiło się dość późno, jednak... spodziewałem się jakiejś drogi w dół.
Pani również była zaskoczona. Spytaliśmy w sklepie, jak się stamtąd wydostać, powiedziano nam, że musimy... zbiec po ruchomych schodach.
Wybiegłem na Karl Johans Gate. Nie mogłem mieć pojęcia, że w ciągu nadchodzących miesięcy ujrzę tę ulicę jeszcze dwukrotnie, że stanie się jednym z moich ulubionych europejskich deptaków.

Od razu postanowiłem, że wyruszę w stronę Bergen (które bardzo chciałem zobaczyć, a które nie zmieściło się w moim planie), zamiast siedzieć dłużej w stolicy. Zobaczyłem i tak dużo - co prawda nie zdążyłem wybrać się na Holmenkollen, ale... stwierdziłem, że nadarzy się jeszcze okazja.
Wsiadłem więc w metro (ponad 14 zł za bilet jednorazowy!) i patrząc na mapę udałem się tak daleko na zachód, jak tylko się dało. Wysiadłem i pomaszerowałem tam, gdzie moim zdaniem powinienem mieć największe szanse na przedostanie się do Bergen. Spytałem pewnego Norwega o drogę i zostałem przez niego wprowadzony w błąd. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - zostawiłem swój plecak na kolejnym przystanku autobusowym i postanowiłem spytać kolejnych ludzi o drogę.

Spotkałem starsze małżeństwo. To zdarzyło mi się później jeszcze raz, ale byłem w szoku: nie mówili po angielsku! (całkowity szok w Norwegii) Poszli dalej, ale zauważyli mój plecak leżący na przystanku - szczęśliwie naszyłem wcześniej na nim orzełka... Tak więc starsze małżeństwo z Polski zaprosiło mnie do siebie na kolację i udzieliło noclegu.

Następnego dnia zaprowadzili mnie na stację benzynową, z której planowałem dostać się dalej. Niestety, nie miałem wtedy jeszcze mapy i nie wiedziałem, że wybrałem złą drogę. Zamiast bezpośredniej drogi do Bergen przez przypadek wybrałem tę przez Kristiansand i Stavanger...
Kolejna niespodzianka - ze stacji zgarnął mnie polski kierowca tira. Wysadził mnie dwadzieścia kilometrów dalej, skąd podwieźli mnie dwaj... Polacy. Z Drammen zrobiłem następne dwadzieścia kilometrów, później dostałem się do Skien. Na kolejny transport czekałem dość długo - czułem się bardzo zaniepokojony słysząc potężne grzmoty i widząc nadciągającą, czarną chmurę. W pewnym momencie zaczęło bardzo intensywnie wiać i chciałem rozglądać się już za schronieniem, wiedząc, że burza może zaatakować już w każdej chwili. W tym właśnie momencie zatrzymała się czarna furgonetka, z której niemal wybiegł mężczyzna, otworzył mi bagażnik i kazał wskakiwać do środka... Minęło kilka sekund, zanim z nieba lunęły strugi deszczu.

Calin był Rumunem pracującym dla jakiejś firmy kurierskiej. To jedno z moich najdziwniejszych przeżyć na norweskich drogach: cygański techno-folk na pełny regulator, czarna furgonetka, kierowca pijący podejrzane napoje - jeden za drugim. Nie powiem, było dość sympatycznie, a na dodatek okazało się, że Calin również tworzy muzykę. Wymieniliśmy poglądy dotyczące najlepszych programów i okazało się, że korzystamy z tego samego sprzętu.
W końcu dojechaliśmy do Kristiansand. Calin zostawił mi karteczkę z adresem, gdzie miałem się udać za kolejne dwie godziny - jechał dalej, do Stavanger i mógł mnie zabrać...
Niestety, po raz kolejny rzeczywistość stanęła na drodze. Spytałem kilku miejscowych o drogę, każdy podał mi inny adres. Godzina o której miałem stawić się w firmie kurierskiej już minęła, a ja dalej nie wiedziałem, gdzie mam się udać.

Usiadłem na przystanku w niemalowniczej i niesympatycznej miejscowości Vagsbygd. To była druga i ostatnia z chwil, kiedy naprawdę chciałem wracać do domu. W końcu byłem tylko trzysta kilometrów od Oslo, z którego mógłbym wrócić bez najmniejszego problemu... Po raz kolejny zwyciężył jednak hart ducha. Na ławeczce w ciągu pół godziny przeszedłem chyba przez wszystkie możliwe w tamtej chwili emocje, a w mojej głowie powstały dwie nowe piosenki.

Bardzo zmęczony postanowiłem rozłożyć swój śpiwór w miejscu, które wydało mi się najbardziej sensowne - na opuszczonym przystanku autobusowym. Co prawda na betonie bywa trochę twardo, jednak ochrona przed wiatrem i - nadciągającym niechybnie - deszczem była znakomita.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Design by Wordpress Theme | Bloggerized by Free Blogger Templates | free samples without surveys